top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraKrzysztof "Flapjack" Maj

Witcher School okiem Twórcy z perspektywy gracza



Trzy lata temu dostałem propozycję współtworzenia gry, która stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych larpów na świecie. Dla Witcher School poświęciłem wiele pracy, serca oraz władzę w jednym z palców ;). Czasem myślę, że moim największym przekleństwem jest to, że robię larpy, w które sam bym bardzo chciał zagrać, a mogę je tylko oglądać z zaplecza.

W końcu udało mi się przełamać klątwę i 27 września 2018 roku miałem przyjemność wziąć udział w Witcher School (WS) jako gracz.

Dostałem kartę postaci, worek z podstawowym ekwipunkiem oraz miejsce w pokoju wraz z innymi adeptami. Co więcej, zupełnie nie brałem udziału w przygotowaniu do gry, tym razem miałem przejechać się jako pasażer rollercoasterem, który sam zaprojektowałem i zbudowałem.

Jak było? Niesamowicie! Oto relacja z perspektywy organizatora larpa, który został graczem :)

Mimo znajomości mechanizmów larpa dałem się wciągnąć w grę i oczarować. Robotę robi zamek, scenografia, npce i gracze, którzy sprawiają, że świat WS wydaje się żywy i wielowymiarowy. Trafiłem na trzeci odcinek trzeciej linii fabularnej, a przydzielono mnie do grupy Szare Gryfy pod opiekę Mistrza Vesemira. Tutaj spotkało mnie pierwsze zaskoczenie. Okazało się, że nie tylko historia szkoły się rozwija, ale również grupy posiadają własną przeszłość, tożsamość i powiązania.


Będąc świeżakiem, zostajesz wrzucony w tę całą plątaninę i na początku trudno się odnaleźć, zorientować kto z kim trzyma i dlaczego. Mnogość wątków postaci, z jednej strony onieśmiela, ale sprawia, że to wszystko wydaje się realne. Trochę się bałem, że NPC będą się przy mnie popisywać, a gracze stresować. Całe szczęście nic takiego nie miało miejsca, wszyscy zachowywali się normalnie.


Nawet nie wiem, kiedy wkręcam się i w “pijackim widzie” wraz z moją grupą szukam czarodziejki zaklętej w sowę. Zwiedzamy zamek, trochę rozrabiamy, czuję się odrobinę mniej spięty. Moi współgracze robią super robotę, starając się mnie włączyć w grupę...

To właśnie grupa jest tu najważniejszym elementem gry.

Te kilkanaście osób, z którymi spędza się większość czasu w trakcie larpa. To z nimi jesz, z nimi śpisz w tym samym pokoju i chodzisz na zajęcia. To z nimi knujesz, wymieniasz się opiniami, to oni cię wesprą albo zdradzą. Moje kontakty z graczami poza Szarych Gryfów były minimalne. Pozostali adepci w większości stanowią tło dla epickich przygód Szarych Gryfów. Jestem przekonany, że z ich perspektywy to Gryfy stanowią tło dla nich.


Na ogarnięcie się kto jest kim, nie ma zbyt wiele czasu, ponieważ rano zaczyna się trening O 6:30 budzą nas okrzyki i walenie do drzwi. Ubieram się pośpiesznie i dzień zaczynam od zaprawy. Potem wpadam w wir zajęć. Pierwsze z nich to alchemia. Duże wrażenie robi to, że stworzone mikstury przydają nam się na kolejnych lekcjach, wszystko wydaję się ze sobą spójne i powiązane. Znaki nie tylko wkręcają nas w wiedźmińską magię, ale płynnie uczą zasad posługiwania się nią w grze. Nauczyciele nam nie odpuszczają, trzymają klimat i pilnują dyscypliny — często robimy karne pompki. Podczas zajęć tworzą się również relacje między adeptami, wszyscy coraz lepiej się znamy. Między lekcjami widzę jak kilka starszych adeptek z użyciem magii okrada “kota”. Cieszę się, że świat wokół mnie żyję :)


W międzyczasie Mistrz Vesemir zaprosił nas na dodatkowe zajęcia. Mamy okazję porzucać makietami petard, postrzelać z kuszy i nauczyć się rzucać łańcuchem. Niby nic, a super buduje klimat wiedźmińskiego szkolenia. W planach miałem zająć się sprawą czarodziejki/sowy, ale nie mam na to czasu.


Po ćwiczeniach z szermierki ledwie żyję, a jeszcze czekają nas zajęcia z łucznictwa. Mistrze Edwin to prawdziwy sadysta :P. Strzelanie na komendę będzie śnić mi się po nocach. Kończymy zmęczeni i wykończeni fizycznie.

Muszę przyznać, że nie sądziłem, że bycie graczem tak bardzo daje w kość.

Czas wolny spędziłem na odpoczynku, kolejny raz ktoś wypytuję mnie o przeszłość mojej postaci. Dziewczyna jest miła, a ja mam wrażenie, że moja postać Eryk “Szczęściarz” powinien zrzucić z siebie balast swoich grzechów. Opowiadam jej moją historię i prawdziwy powód pobytu w szkole. Szczęściarz jest zawodowym rzezimieszkiem, szukającym schronienia w szkole wiedźminów po pechowym włamaniu, które skończyło się zabiciem temerskiego oficera. Ledwie zdążyłem skończyć, a pojawiają się inni adepci z naszej grupy. Kuszą mnie dobrze płatnym zleceniem, a moja postać w założeniu jest bardzo chciwa. Zabierają mnie w ustronną część zamku i rzucają na mnie usypiające zaklęcie. Tnę na odlew nożem, ale padam zemdlony pod wpływem czaru. Cucę się, kiedy moi “koledzy” grzebią w mojej sakwie przy pasie, dobywam kolejnego noża (you can never have too many knives ;) ), zrywam się i dźgam jednego z napastników, ktoś rzuca we mnie Ard, przewracam się i turlam do tyłu

Jeden z adeptów, którzy mnie napadali, jest ranny i wykrwawia się pod murem, drugi stoi przede mną z mieczem, inny odcina mi drogę ucieczki, a dziewczyna, której moment wcześniej się sprułem, stara się uspokoić sytuację. Ostatecznie rozchodzimy się, oni zajmują się rannym, a ja nie chcą, żeby ten incydent uszedł im na sucho. Dlatego też zgłaszam całe wydarzenie Mistrzowi Vesterowi, pełniącemu obowiązki Wielkiego Mistrza. W końcu to gra o podejmowaniu ciężkich wyborów i ich konsekwencjach.


Mój wewnętrzny org w tym czasie robi notatki — magiczne znaki w przepychankach między graczami świetnie się sprawdzają, nawet nowy gracz bardzo dobrze odgrywał zranienie. Uśmiecham się do siebie zadowolony.

Uwielbiam takie sceny na larpach i właśnie tak chcę, żeby były grane.

W międzyczasie nadchodzi zmrok i jesteśmy świadkiem prób czeladniczych. Z każdej grupy zostaje wyznaczony przez jej Opiekuna/Tutora jeden ze starszych adeptów, który otrzymuję awans na czeladnika (to już tylko krok od zostania mistrzem cechu). Nie chcę spojlerować (bo pewnie próba pojawi się na innych edycjach), ale przyznam, że jeszcze czegoś takiego na larpie nie widziałem (taka próba po raz pierwszy odbyła się na WSie). Jest to kolejny puzzel, który świetnie buduje świat przedstawiony czy jak wolą niektórzy diegezę larpa.


Po próbach czeladników przychodzi czas na polowanie. Przygotowujemy się i czekamy na swoją kolej. Zawsze zastanawiałem, się czy gracze bardzo się oczekując na wyruszenie na polowanie. Okazuję się, że nie ma czasu na nudę. Po pierwsze jestem zmęczony i możliwość odpoczynku witam z radością, po drugie wciąż goni mnie fabuła. Zależności między postaciami zagęszczają się, po ostatnich wydarzeniach czuję się mocno zaszczuty i zagrożony. Kiedy stoję z boku, podchodzi do mnie sierżant Niebieskich Pasów — jak się okazuję przyjaciel oficera, którego zabiła moja postać. Stara się wyciągnąć ze mnie zeznania, przyznaje, że to on na mnie nasłał adeptów. Tymczasem Eryk idzie w zaparte, do niczego się nie przyznaje w myśl zasady: "złapali cię za rękę mów, że to nie twoja ręka". Na koniec pada ultimatum albo w 24-godzinny wskażę winnego wśród nowych adeptów, albo znajdą się powody, żeby Szczęściarz zawisnął. Dochodzę do wniosku, że na larpie bardziej niż w szkole czuję się jak w więzieniu, czy poprawczaku gdzie próbuję mnie dorwać wrogi gang ... a może zapomniałem, jak to jest w szkole ;).


Polowania to jeden z wielu elementów larpa, które wymyślałem i wiele razy brałem w nich udział jako potwór lub nadzór techniczny. Mimo to polowanie mnie wciągnęły, walka nocą w świetle pochodni ze świetnie przygotowanymi potworami jest niesamowicie miodna. Bawię się doskonale i po raz kolejny całkowicie wciągam w klimat. Po polowaniach integrujemy się w grupie, wymieniamy doświadczeniami, czuję, jak tworzy się pomiędzy nami coś, w rodzaju “braterstwa broni”.


Dokładnie tak sobie wyobrażałem, że to będzie działać i działa. Jaram się!

Jestem wykończony, ale czekam, aż inni pójdą spać. Mam plan jak wyplątać moją postać z problemów, a przy okazji narobić jeszcze więcej zamieszania. Po ciemku, przy świetle wątłej świecy zakradam się nocą do pokoju, w którym nocuję. Wszyscy już zasnęli, a łóżko nade mną zajmuje młody adept, ten sam którego raniłem w trakcie próby kradzieży. Wiem, że był tam przez przypadek. Eryk nie ma do niego pretensji, nawet go lubi, ale jeszcze bardziej lubi swoje gardło. Przed grą dostałem od organizatorów wisiorek, który Szczęściarz zabrał nieszczęsnemu oficerowi. Teraz podrzucam go na dno kaletki “młodego”, tuż pod jego fiolki z eliksirem. To nic osobistego, tylko kwestia przetrwania …


W końcu zmęczony zasypiam, żeby po kilku godzinach snu zostać obudzony krzykami wzywającymi na zaprawę. Nie mam siły, decyduję się odgrywać “kaca” po zażytych dzień wcześniej eliksirach. Mimo to muszę odbyć karę — stanie na pieńku. Robiąc to, staram się wyglądać jak najbardziej żałośnie. Inni adepci starają się mi pomóc, oferują przygotowanie mikstury, która ma mnie postawić na nogi.


Jemy śniadanie i ponownie ruszamy na zajęcia. Na początek trafiamy do lochu na wiedzę o potworach. Tu mamy do czynienia z bardzo ciekawą postacią Mistrza Petre, który pokazuję nam ciemną stronę bycia wiedźminem, naciąga nas na zwierzenia i stawia przed trudnymi wyborami. Lekcja jest prowadzona pod wpływem eliksiru kota, a światło UV imituję jego działanie. Mega klimat! Po raz kolejny widzę jak coś co współtworzyłem dobrze funkcjonuje i sprawia, że to wydarzenie jest takie unikatowe.


Dzięki odtrutce zaczynam czuć się lepiej. Dzisiejsza lekcja szermierki poświęcona jest walce i obroną przed nożem. Z racji swojej przeszłości i moich umiejętności Eryk czuje się na niej jak ryba w wodzie. Kontynuując klimaty “więzienne”. Szczęściarz żąda pieniężnego zadośćuczynienia od jednego ze swoich napastników. Nazywa to “dowodem przyjaźni”. Dyskusja na ten temat w trakcie ćwiczeń z nożem dodaje im sporo pikanterii.

Kolejne zajęcia prowadzi Mistrz Vesemir. Przygotował się doskonale. Dzięki niemu możemy zapoznać się z całym wiedźmińskim arsenałem: mieczami, kuszą, eliksirami, petardami, łańcuchami itp. Mistrz przygotował dla nas również zajęcia praktyczne — w pewnym momencie w sali pojawia się pokiereszowany kupiec, którego musimy zbadać. Pacjent ma odciętą dłoń, ślady po cięciach na ciele, siniaki. Dzięki przesłuchaniu ofiary i rozpoznaniu ran jesteśmy w stanie dopasować potwora z bestiariusza, co z kolei pozwala nam wyruszyć na polowanie. Nie będę spoilerował, z czym przyszło nam się zmierzyć, ale zaznaczę, że było to bardzo ciekawa i dobrze rozegrana historia.


Nie poszedłem na lekcje etykiety prowadzoną przez czarodziejkę Filippę Eilhart (odczarowaną dzień wcześniej przez adeptów). Trochę żałuję, bo słyszałem, że były one przyjemną odskocznią od mrocznych tematów, ale nadal trzymały się settingu wiedźmina. Mnie wciągnęła historia Leszego i połączonej z nim karczmarki. Po raz kolejny powstrzymując się od spoilerów, znam tę historię bardzo dobrze, a jednak zaszkliły mi się oczy, a w Eryku narodził się bunt oraz potrzeba sprawiedliwości. Uwielbiam taką odrobinę dziegciu w każdej opowieści.



Gra powoli zdążyła ku końcowi, a mnie znów goniła fabuła. W trakcie kolacji Mistrz Edwin (łucznik) zażądał, że mam na niego czekać jak tylko skończę jeść, dostałem też list od znajomego sierżanta, który żądał natychmiastowego spotkania. Równocześnie miał się odbyć sąd nad napastnikami Eryka. Co teraz?


Postanowiłem zacząć od Temerczyków, czekali na mnie zbrojni pod bramą. Nie wyglądało to dobrze. Cofnęłam się na dziedziniec, tam zostałem wezwany na właśnie zbierający się sąd. W trakcie sądu obserwowałem, jak temerscy żołnierze zajmują pozycje. Sierżant gestami pokazywał, gdzie chcę, żebym podszedł. Kiedy winni zostali ukarani, ruszyłem w jego kierunku, ale kiedy zauważyłem, że Pasy mnie otaczają, zacząłem się wycofywać. Na drodze stanęła mi jedna z komandosów, za nią widziałem wojownika z uniesioną tarczą i mieczem. Błyskawicznie dobyłem nóż, nie zwalniając kroku, obróciłem dziewczynę i przyłożyłem jej (lateksowe) ostrze do szyi.


Oczywiście wywołałem wrzawę i zamieszanie. Dzięki temu publicznie mogłem oskarżyć adepta, któremu wcześniej podrzuciłem medalion. Właśnie zbierał się po karze 10 batów, kiedy dowódca Pasów znalazł w jego rzeczach trefny fant. Gracz i postać zbaranieli. Młody zupełnie nie potrafił się wytłumaczyć. Szczęściarz oczywiście był dobrze przygotowany i bez zająknięcia sprzedał swoją wersję wydarzeń. Zostaje zmuszony do magicznego badania przeprowadzonego przez czarodziejkę. Eryk próbował ostatniej szansy, ofiarując czarodziejce swoje życie i służbę. Nic to jednak nie dało i oficjalnie został uznany za winnego (“za gębę” - jak powiedział dowódca Pasów ;) ).


Szczęście Eryka jednak nie opuszcza. Jego postawa i umiejętności musiały spodobać się dowódcy Niebieskich Pasów. Ten zaproponował mu, że zamiast szafotu, swoje winny może odpokutować w służbie dla Króla. Cóż było zrobić, Szczęściarz zamiast wiedźminem został Niebieskim Pasem. Niech żyje król!


Tutaj praktycznie larp się dla mnie skończył. W ramach testów dla adeptów, którzy mieli przejść próbę traw, wraz z Pasami prowadziłem jedną ze stacji. Zacząłem poznawać nową grupę i budować relację, ale napięcie już opadło. Bardzo żałuję, że nie przeszedłem prób traw, których byłem bardzo ciekawy. Nie byłem też w stanie zgłębić wszystkich wątków, które toczyły się na grze. Uważam to jednak za zaletę. W takim gąszczu intryg każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Na koniec czekał nas jeszcze finał gry (no spoilers!) i afterparty.


Sam after był cudowny. W trakcie gry nie doświadczyłem żadnego problemu z offtopem, gracze i npce świetnie trzymali klimat. Teraz po grze mogliśmy w końcu poznać się jako ludzie, powymieniać doświadczenia, potańczyć i pośpiewać. Najwytrwalsi wytrzymali bez snu do samego rana, hype dało się kroić nożem, a w niedzielę naprawdę z ciężkim sercem opuszczałem Grodziec.

Kolejna niespodzianka. Dałem się złapać i wciąż snuję spekulacje na powrót mojej postaci i jej kolejny epizod.

Na grupach graczy wciąż rozmawiamy o naszych przeżyciach, planujemy kolejne spotkania, konsultujemy zakupy ekwipunku. Niesamowicie się zżyliśmy przez te kilka dni. Wiedziałem, że robiąc Witcher School, tworzymy coś magicznego, ale doświadczenie tej magii na własnej skórze było zaskakującym i niesamowitym wrażeniem. Jeśli jesteś autorem larpów i masz możliwość zagrania w swojego larpa, zrób to — to niesamowicie odświeżające przeżycie, które pozwoli Ci spojrzeć na niego z innej strony.


Mam oczywiście wiele obserwacji i przemyśleń racjonalizatorskich. Widzę, co możemy poprawić i ulepszyć, ale czystym sumieniem jednak mogę polecać tę grę. Jest taka, jaka marzyłem, że będzie, a może nawet bardziej, z czego jestem bardzo dumny. Nie ważne, czy jesteś doświadczonym larpowcem, czy to Twoja pierwsza gra — Witcher School pozwoli Ci się zanurzyć w świecie Wiedźmina po same uszy.


Jest tylko jeden problem. Ten larp uzależnia i jeśli pojedziesz raz, z dużą pewnością będziesz chciał wrócić ponownie — tak jak ja.


Do zobaczenia na szlaku ;)



Foty wykonał: MLC Foto



346 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Commentaires


bottom of page